COŚ NA ZĄB… PAŹDZIERNIK 2020 R.
„Babcia zastąpi tysiąc opiekunek, ale żadna opiekunka nie zastąpi Babci”.
Oglądając pewnego dnia jakiś program, dotyczył między innymi opieki nad drugim człowiekiem, usłyszałem tam zdanie: „Babcia zastąpi tysiąc opiekunek, ale żadna opiekunka nie zastąpi Babci”. Zapisałem je od razu, bo poruszyło moje serce. Dziś do tej myśli wracam, bo jak się okazuje, wiele rzeczy, zadań, nabiera nowego kształtu, innego kształtu, coś zastępuje coś, ktoś zastępuje kogoś. Czasem, gdy gra reprezentacja Polski w piłkę nożną, można usłyszeć miliony rad, wskazówek, lepszych rozwiązań. Wszyscy się znają na piłce, i każdy podjąłby lepsze decyzje, niż aktualny w tym momencie, trener reprezentacji. Wszyscy jesteśmy trenerami…, jednak kto ma na to boisko wybiec i reprezentować Polskę…
Jestem częścią Ruchu Światło-Życie, Rodzinnej gałęzi tego Ruchu, Domowego Kościoła, gram w tej drużynie, zostałem do niej powołany, i przyjąłem to powołanie. Raz są porażki, raz są sukcesy, jednak jestem częścią tej drużyny, ona potrzebuje mnie, a ja potrzebuje jej. Na dobre i na złe…
Warto znaleźć czas na spotkanie kręgu, trening czyni mistrzem, oczywiście zachowując wskazania wzajemnej troski o siebie. Mówimy czasem, że dopiero gdy ktoś umarł, doceniliśmy jego życie, i bardzo nam tej osoby brakuje. Tyle trudu kosztuje nas troska o nasz krąg, szkoda byłoby tego trudu… Zanim coś zastąpimy czymś, może warto chwilę pomyśleć, po co mi to coś zostało dane.
Poniżej kilka myśli, które zaczerpnąłem z pierwszego tygodnia rekolekcji ignacjańskich. Potrzebujemy siebie nawzajem. Potrzebujemy brania odpowiedzialności za nasz krąg, naszą wspólnotę. Wszystko będzie dobrze J
KIEROWNICTWO DUCHOWE
Tego samego dnia dwaj z nich byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali. On zaś ich zapytał: Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze? Zatrzymali się smutni. (…)
Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił. Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał? (…) (Łk 24, 13–35).
Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze?
Osoby, które pragną prowadzić życie duchowo szybko uświadamiają sobie potrzebę kierownictwa duchowego. I chociaż wiadomo, że ostatecznym źródłem życia duchowego jest sam Bóg, to jednak narodzinom duchowym musi towarzyszyć drugi człowiek. Św. Teresa Wielka mówi o dużych szkodach w życiu wewnętrznym, jakie wyrządził jej brak kierownictwa duchowego: Nie miałam bowiem innego nauczyciela, który by mię rozumiał, choć go szukałam przez całe dwadzieścia lat od czasu, który tu opisuję, co mi wielką szkodę wyrządziło, tak iż po wiele razy cofałam się wstecz i o mało, że całkiem nie zginęłam.
Nasze rozważania oprzemy na Ewangelii o uczniach idących do Emaus. Ewangelia ta może nam powiedzieć bardzo dużo o kierownictwie duchowym. Jezus objawia się nam w niej jako najdoskonalszy wzór kierownika duchowego. Chrystus dołączając się do uczniów rozpoczyna swój dialog od pytania: Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze? (Łk 24, 17). Jezus zachowuje się jak prawdziwy pedagog. Zaprasza najpierw uczniów, aby wypowiedzieli to wszystko, czym żyją.
Pierwszym etapem kierownictwa jest właśnie wypowiedzenie tego wszystkiego, czym człowiek żyje: swoich obaw, lęków, rozczarowań, poczucia winy, pragnień, oczekiwań, nadziei. Wszystkie bowiem ludzkie doświadczenia są miejscem działania Boga.
Kiedy człowiek odczuwa potrzebę wypowiedzenia swojego doświadczenia duchowego, wówczas jednocześnie rodzi się w nim wewnętrzny opór wobec mówienia o sobie. Człowiek, który poszukuje kierownictwa duchowego, często czuje się rozdarty pomiędzy chęcią zachowania swoich intymnych doświadczeń emocjonalnych i duchowych tylko dla siebie, a pragnieniem wypowiedzenia ich i poznania obiektywnej prawdy o nich. Głęboka potrzeba rozeznania swoich uczuć potwierdza na ogół autentyczność życia duchowego. Osoba, która prowadzi życie duchowe, nie chce iść własną drogą. Nie chce też sama wybierać sobie misji, ale pragnie służyć Bogu i ludziom zgodnie z wolą Bożą. To właśnie dążenie do prawdy staje się źródłem odwagi do pokonania oporów wewnętrznych. Wypowiadanie, zwłaszcza trudnych przeżyć, przynosi ulgę i uspokojenie.
Dwaj uczniowie idący do Emaus jeszcze przed przyłączeniem się do nich Jezusa wypowiadali nawzajem przed sobą swoje przeżycia. W ich spojrzeniu nie było jednak prawdy. Dlatego też utwierdzali się jedynie w odczuciu bezsensu i braku nadziei. Kiedy Jezus zadał im pytanie, o czym rozmawiają, zatrzymali się smutni. Jezus zachęca uczniów do wypowiedzenia przyczyn ich smutku, braku nadziei, rozczarowania.
Korzystając z kierownictwa duchowego winniśmy zdawać sobie sprawę, iż istotą kierownictwa nie jest nawiązanie serdecznej więzi emocjonalnej z kierownikiem, ale uzyskanie pomocy duchowej w dialogu z Bogiem. Rolę kierownika duchowego można by porównać do roli jaką odegrał Jan Chrzciciel wobec Chrystusa: Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał (J 3, 30). W kierownictwie duchowym wzrastać ma więź wychowanka z Bogiem, jego duchowa dojrzałość, jego samodzielność.
RACHUNEK SUMIENIA
Pojęcie rachunek sumienia niełatwo jest zrozumieć. Budzi ono u wielu negatywne skojarzenia oraz niechęć. Słowo rachunek wzięte dosłownie może sugerować potrzebę jakiejś wręcz matematycznej dokładności w rozliczaniu się z Bogiem.
Zmyleni nie tylko samym pojęciem rachunku, ale przede wszystkim jurydycznym podejściem do wiary, próbujemy nieraz liczyć z wielką dokładnością zewnętrzne przejawy naszych grzechów i niewierności. Badając dokładnie to, co w grzechu jest tylko zewnętrzne, zapominamy nierzadko o istocie grzechu: o wewnętrznych przyczynach — o grzesznych motywacjach. I chociaż w przypadku poważnych grzechów ich liczba i rodzaj nie jest bez znaczenia i należy je wyznać w sakramencie pojednania, to jednak zawsze o istocie grzechu ostatecznie decyduje serce. W tym kontekście możemy zapytać: czym i jak zmierzyć siłę ludzkiej nienawiści, zazdrości, pychy i każdej innej pożądliwości, szczególnie wówczas, kiedy są one ukryte i nie ujawniły się jeszcze poprzez konkretne działania?
Pojęcie rachunek sumienia jest trudne do zrozumienia także dlatego, iż może kojarzyć się z rachowaniem się z samym sobą. Jeżeli sumienie człowieka zostało źle uformowane (a nie są to rzadkie przypadki), rachunek sumienia łatwo staje się dręczeniem siebie. Chore poczucie winy, którego nie umie się zauważyć, rodzi wówczas smutek, poczucie zniechęcenia, a nawet rozpaczy. Wiele osób szczerze pobożnych, rachując się często ze swoim sumieniem, nie zaznaje jednak wewnętrznego pokoju i radości z odpuszczenia win. Nie umieją bowiem oderwać się od siebie, by móc dostrzec miłosierdzie Ojca, który wychodzi naprzeciw grzesznemu człowiekowi, wzrusza się i z radością przyjmuje (por. Łk 15, 20).
Rachunek sumienia nie jest rachowaniem się niewolnika z panem, oskarżonego z sędzią, ucznia z nauczycielem. Rachunek sumienia jest dialogiem o wzajemnej miłości. Jest rozliczaniem się z miłości.
Warunkiem dobrze odprawianego rachunku sumienia jest uprzednie doświadczenie miłości Boga do człowieka. Nie odwrotnie. Praktyka rachunku sumienia zakłada, iż wierzymy głęboko, że Bóg zakochał się w człowieku.
Nasze życie duchowe wyraża się nie tylko w naszych relacjach z Bogiem, ale także w naszych więzach z bliźnimi. Dobre więzi z ludźmi zaczynają się od doświadczania wolności wewnętrznej wobec siebie samych. Wolność wobec siebie oraz wobec innych daje nam dopiero możliwość rzeczywistego korzystania z życzliwości i dobroci ludzi. W naszym ubóstwie emocjonalnym i duchowym winniśmy uczyć się przyjmować te okruszyny dobra, które ludzie nam ofiarują. Nie należy żądać od innych więcej miłości i pomocy, niż potrafią nam dać.
Odkrywanie obecności drugiego oraz wyjście ku innym może stać się dla nas ogromną pomocą w pokonywaniu fałszywej koncentracji na własnej słabości i grzechu. Wychodzimy ku bliźnim nie tylko w tym celu, aby korzystać z ich pomocy, ale także by udzielać jej potrzebującym. Nieraz najlepszym lekarstwem na zagubienie życiowe jest odkrycie bliźniego, który potrzebuje naszej pomocy.
Źródło: Józef Augustyn SJ, „Adamie, gdzie jesteś?”, Rozważania rekolekcyjne oparte na pierwszym tygodniu Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli