Alina i Jan Pilipienkowie od nowego roku formacji będą odpowiedzialni za wspólnotę.
Ks. Dariusz Sonak: Wspólnota Domowego Kościoła jest Wam bardzo dobrze znana od wielu lat. Jak wyglądał początek Waszej drogi w tej wspólnocie?
Alina Pilipienko: 28 lat temu zaczęliśmy naszą przygodę. Przyszedł sąsiad i zaprosił nas na spotkanie rodzinne. Zdziwiliśmy się, że obcy ludzie chcą, byśmy uczestniczyli w ich rodzinnym wydarzeniu, ale poszliśmy. Okazało się, że było to spotkanie Domowego Kościoła, a oni wówczas byli parą diecezjalną. Dzisiaj już nie żyją, a byli to Elżbieta i Bolesław Kochańscy. Tak weszliśmy nie tylko do ich domu, ale na dobre weszliśmy do wspólnoty. Oni dzielili się z nami dobrem, drogą, którą sami przeszli w małżeństwie. Podjęliśmy decyzję, że chcemy też taką drogą pójść.
Bycie we wspólnocie to z pewnością piękna przygoda. Jednak nie każdy ze środowiska, w którym żyjemy, potrafi na to spojrzeć przychylnie i czasem pojawiają się trudności, a niekiedy odrzucenie. Co dla Was było trudnością?
Jan Pilipienko: Wspólnota umacnia nas w dążeniu do świętości – pojedynczo, w małżeństwie i we wspólnocie. Zwyczajnie jesteśmy w grupie ludzi, którzy żyją takimi samymi wartościami. Bez wątpienia ułatwia to kroczenie Bożą drogą. Z trudności pamiętam, jak wstąpiłem do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka 24 lata temu, w dzień urodzin jednego z naszych czterech synów. Spotkałem się wtedy z różnymi reakcjami, a szczególnie u kolegów z pracy. Przeświadczenie, że ten, co nie pije, donosi, dominowało jeszcze na początku mojej krucjaty. Dzisiaj już to inaczej wygląda w społeczeństwie. Na tamten czas było to wyraźne niezrozumienie wyrzeczenia.
Od nowego roku formacyjnego przejmujecie funkcję pary diecezjalnej. Czym dla Was jest ten wybór i funkcja?
A.P.: Dla mnie to był szok. Mieliśmy wyjechać do rodziny na Pierwszą Komunię św. Zadzwonił telefon z informacją o wyborze i nie dowierzałam. Zgodziłam się na kandydaturę, ale nie przypuszczałam, że padnie na nas. Przed nami wzięcie odpowiedzialności za całą wspólnotę, za formację i małżeństwa. W sumie na dziś w diecezji jest 39 kręgów i 5 pilotowanych. Z każdego małżeństwa i kręgu trzeba się cieszyć. Zawsze jednak może być więcej. Nie chodzi o liczbę. Mamy nadzieję, że Duch Święty nas poprowadzi i pomoże w zachęcaniu do relacji z Bogiem i wspólnoty. Bez wątpienia zadaniem będzie ewangelizacja.
J.P.: Zostaliśmy pierwszy raz wybrani jako para diecezjalna. Mamy przyjaciół, którzy już byli parami diecezjalnymi, więc z pewnością będą służyć nam pomocą. Przed nami od zewnątrz organizacja rekolekcji wakacyjnych, pielgrzymki do Kalisza czy też dni wspólnoty. Od wewnątrz praca nad zobowiązaniami małżeńskimi, a szczególnie z dialogiem małżeńskim.
Jako para diecezjalna bierzecie odpowiedzialność za konkretnych ludzi zarówno przed Bogiem, jak i przed wspólnotą. Czy ten ciężar jest dla Was odczuwalny?
A.P.: Oczywiście, że tak. Wiem, że nie zostajemy sami, bez wsparcia najważniejszych. Pierwszy krok to zawierzenie Matce Bożej Gietrzwałdzkiej całej wspólnoty. Postanowiliśmy też raz w tygodniu Msze św. poświęcać w tej intencji. Od tego trzeba zacząć.
J.P.: Mieliśmy obraz Matki Bożej Gietrzwałdzkiej schowany pośród innych. Teraz musi być na honorowym miejscu i Ona ma nas wspierać. Sami sobie nie poradzimy.
za:https://olsztyn.gosc.pl/doc/5823221.Nowa-para-diecezjalna-Domowego-Kosciola